sobota, 21 kwietnia 2012

Rozdział 3

"Co jest ?" - dostałam odpowiedź.
"Pomóżcie mi. Musimy się spotkać!"
"To na co czekasz ? Wbijaj!"
"Ciekawe jak... -.- Rodzice mnie nie wypuszczą"
"Czekaj, dzwonie." - odpowiedział i po chwili odebrałam od niego telefon.
- Czemu nie możesz wychodzić ?
- Bo moi rodzicee... Oni w ogóle nie pozwalają mi wychodzić... Ja nie mam przyjaciół i znajomych.
- Serio? Czekaj... mam pomysł. Wykradnij wszystkie prześcieradła.
- Co ?! Po co? - O.O
- Weź te prześcieradła i pozwiązuj żeby wyszła lina! Zaraz zakradnę się pod Twoje okno,a ty wyrzucisz tą "linę", tak jakbyś zrzucała włosy.
- Eeem... Niech Ci będzie. - rozłączyłam się i zrobiłam jak mi kazał. Gdy dokończyłam tą "robotę" usłyszałam, jak Nathan sie drze:
- Roszpunko ! Spuść swoje piękne włosy !
- Ciszej debilu ! Mam tylko prześcieradła. - to było dziwne... Jeden koniec "liny" z prześcieradek przywiązałam do łóżka i jeszcze owinęłam o rurę kaloryfera, a drugi zrzuciłam do Nathan'a. Chłopak się wspinała, a ja się modliłam żeby rodzice mnie nie przyłapali i żeby nie spadł. Na szczęście nic takiego się nie przydarzyło. Nathan dzielnie się wdrapał i energicznie wciągnął prześcieradł na górę.
- No to o co chodzi z tymi rodzicami ?
- Usiądź. - jak powiedziałam tak też zrobił. - Ojciec chce mnie wysłać w sierpniu do Hiszpani.
- To chyba fajnie...
- Daj mi dokończyć. Chce mnie wysłać do Hiszpani, ale do ciotki Marleny, która tak naprawdę nas nienawidzi. Ojciec jej zapłacił, za to żeby się mną zaopiekowała, a ona... ona traktuje mnie jak pokojówkę... - Nathan spojrzał na mnie ze współczuciem, ale ja... czułam się, jakby nikogo nie obchodził mój los.
- Kiedy kończysz 18 lat ? - odezwał się.
- W listopadzie.
- A o co Ci chodziło z tym, że nie masz przyjaciół i znajomych ?
- Poprostu nie mam przyjaciół i znajomych. Rodzice mi nie pozwalają wychodzić z domu i mieć kumpli. - Nath zrobił dziwną minę i przytulając mnie powiedział.:
- Nie wartw się. Masz mnie... yyy, tzn. mnie i The W... kurde. Nie umiem mówić. Hehe. Masz  mnie i moich kumpli. - to było już zbyt dziwne. Po co mówił The W... ?
- A teraz powiedz, że idziesz do sklepu, bo chcesz kupić sobie ... eee... buty ! - zaśmiał się i znów zrobił "kombinację" z prześcieradłami i zszedł na dół. Ja zaś powiedziałam rodzicom, że muszę iść kupić sobie nowe buty. Wyszłam na dwór, a Nathan stał na chodniku obok swojego podwórka.
- I co mam teraz robić ?
- Idziemy na zakupy. - wyszczerzył się. Spojrzałam na niego z miną "WTF?". A tak wg. to czego miałam się spodziewać ? To chyba ludzkie, że jeśli mówię dla rodziców, że idę na zakupy to idę.
   Szliśmy sobie w ciszy, aż ją przerwałam:
- Po co idziesz ze mną ? - Nathan dziwnie na mnie spojrzał, wziął mnie za rękę i zaczął biec.- Gdzie biegniemy ? Po co się śpieszymy ?
- Dlaczego zadajesz tyle pytań ? Dowiesz się w swoim czasie. - podczas tego maratu przebiegaliśmy przez park, w którym Nat chciał mnie wrzucić do fontanny, ale się nie dałam.
- Posrało Cię ?!
- Wyluzuj młoda. Nie bądź jak Twoi starsi.
- Nigdy nie będę jak moi rodzice !- to wykrzyczałam na cały park, a ludzie gapili się na mnie, jak na psychiczną. Nath się tylko zaśmiał i trochę spokojniej poszliśmy dalej. Szliśmy, i szliśmy, aż dotarliśmy do... schroniska dla zwierząt.
- O Boże, Boże, Boże ! Jakie śliczne kotki ! - powiedziałam w przyspieszeniu.
- Choć trzeba je nakarmić. - uśmiechnął się Nathan z pewnością, że odmówię "brudnej robocie". Postanowiłam go zaskoczyć.
- Ojej ! Będziemy je karmić ! A będę mogła potrzymać je na rączkach ?! - skakałam i darłam się jak niedorozwój. Trzeba przyznać, że tego mi brakowało. Po co być poukładaną skoro można być sobą ?
- Tak dziecinko, mozes wziąśći je na lącki. - przedrzeźniał mnie ze "złośliwym" uśmieszkiem. Dałam mu kuksańca w bok i powiedziałam:
- Dziękuję tatusiu !
- Taki stary to ja nie jestem ! - ja zaczęłam uciekać, a on oczywiście mnie gonił. Przyznam, że zaszybka to ja nie jestem. Po chwili mnie złapał i moża powiedzieć, że przytulił. Poczułam... że mogę na nim polegać. Znam go kilkanaście godzin, a ile dla mnie zrobił... Oderwałam się od książek i nudnej codzienności. Zaczęłam się uśmiechać i... przy nim jestem szczęśliwa.
- Koty czekają. - poszliśmy karmić te malutkie, kochane stworzątka. Tak właściwie to całą robotę odwalał Nathan, a ja niańczyłam kocięta.
- Jesteśmy tu jako wolontariusze, a nie niańki. - powiedział Sykes.
- Ale one potrzebują czułościii ! - odpowiedziałam.
                                                 *   *   *
- Fajnie dzisiaj było. - powiedziałam podczas powrotu do domu.
- Oczywiście! - uśmiechnął się Nath i mnie przytulił.
" Tylko jak tu się na Tobie odegrać, za tą prawie fontanne... " - pomyślałam. Po chwili przyszedł mi pomysł. Przechodziliśmy akurat obok tej fontanny. Udałam, że go przytulam i wepchnęłam go tam.
- Ja Cię wtedy nie wepchnąłem !
- Ale chcia... - nie dokończyłam, bo Nathan mnie wciągną do wody. Mój upadek był tak "niefortunny", że przez przypadek nasze usta się złączyły. Szczerze mówiąc podobało mi się to. Po sekundzie jeszcze nie wierzyłam w to co się dzieje, ale Nath zaczął mnie całować. To było takie... Niesamowite...
____________________________________________________________
To z kotami to dzięki mojemu snu !
Dedyk Al i An !

3 komentarze:

  1. Dziękuję ci bardzo za dedykację.Wiesz co myślę o twoich rozdziałach.Są świetne!!!Dodaj szybko następny!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawią mnie dalsze losy ;)) Ekstra rozdział! ;>

    OdpowiedzUsuń
  3. dobrze wiesz co myślę o tych ludziach rozjechanych przez ciężarówkę ale czytam i komentuję to dla ciebie:*** A tak ogulnie to pomysły świetne:***

    OdpowiedzUsuń